Mit Drakuli. Gabriel Ronay

Mit Drakuli. Gabriel Ronay

48.00

Na stanie

Tekst, który oddajemy w Państwa ręce, jest nie tylko stary, ale także profetyczny. Plagi w nim opisane na nowo rozpoczynają się w naszych czasach, choć jeszcze nikt tego wyraźnie nie dostrzega. Przejdźmy jednak do początku. Książkę Mit Draculi wydano w roku 1972 w Londynie i Nowym Jorku. Były to czasy, kiedy przyszłość świata zachodniego nie rysowała się może zbyt optymistycznie, ale nikt nie wątpił w atrakcyjność wartości, dzięki którym świat ów trwał. Wszelkie bowiem zagrożenia, poza komunistycznym, zepchnięte zostały do sfery rozrywki i pragnień podświadomych, których zaspokajanie stymulowało przemysł filmowy i rynek wydawniczy. I wydawały się przez to łatwe do pokonania.

Kiedy dziś zabieramy się za lekturę Mitu Draculi, uderza nas jedno – wszystkie przytoczone tu historie, których najgłębszą warstwą jest pragnienie panowania nad innymi za pomocą nagiej przemocy, omówione przez autora ze swadą i znajomością rzeczy, materializują się przed naszymi oczami. Na razie w formie łagodnej. Myślę, że sam autor byłby zdziwiony tym, jak wiele treści przezeń omówionych znajduje swoją kontynuację dzisiaj, w życiu politycznym i społecznym.

Gabriel Ronay jest historykiem, człowiekiem, który miał dostęp do źródeł nam nieznanych, a ich fragmenty przytoczone w tekście mogą wywołać w czytelniku spory szok. Swoje rozważania zaczyna od omówienia kwestii wampiryzmu w czasach antycznych, ale my nie będziemy teraz szukać tam inspiracji. Od razu przeniesiemy się do czasów nowożytnych i wskażemy te momenty, które – z dzisiejszego punktu widzenia – po upływie ponad 50 lat od pierwszego wydania książki – wydają się nam najważniejsze.

Skąd się wzięła wiara w wampiry i przekonanie o ich istnieniu? Powstało ono w szczególnym momencie – w czasie, kiedy odbijano Węgry z rąk Turków – na początku XVIII wieku. Zrodziło się w zapuszczonych, śmierdzących tanim tytoniem i krwią pogranicznych garnizonach Siedmiogrodu i Puszty, w czasie pacyfikowania wołoskich i serbskich wiosek przez oficerów i żołnierzy przybyłych ze starej Europy. Przekonanych, że mają do wypełnienia misję cywilizacyjną. Słowem – zrodziło się na pograniczu kultur, które wzajemnie oskarżały siebie o nieortodoksyjny charakter uprawianych wierzeń. Takie okoliczności, według Ronaya, sprzyjają narodzinom wampirów. Te zaś, raz ożywione, nie chcą już zejść do swoich mogił. I małe ma znaczenie fakt, że wszystkie wampiry to twory wyobraźni nieuków, złodziei, ludzi o przerośniętych ambicjach i żądnych przy tym władzy. Fakt ten niczego nie zmienia, albowiem wampiry żyją. Udowodnił to autor powieści Dracula – Bram Stoker – którego tekst jest punktem wyjścia dla wielu rozważań Gabriela Ronaya. Wampiry żyją, nawet jeśli są martwe, a może przede wszystkim wtedy.

Wampir, wcielony w siedmiogrodzkiego księcia Draculę został ożywiony i jak wszystko wskazuje, po trwającej kilka dekad hibernacji, znów podnosi się ze swojej trumny.

Wampiryzm łączy się z władzą. To jest oczywisty wniosek płynący z tego tekstu. W dodatku z władzą uzurpatorską i nieznoszącą sprzeciwu. Kiedy jednak czytamy rozdział o autentycznym księciu Draculi – Vladzie Palowniku, nie możemy opędzić się od myśli, że był on ofiarą bardziej niż katem. Ofiarą ludzi, którzy dysponując pieniędzmi i środkami masowego przekazu, jak się dawniej mówiło na media, mogli stworzyć potwora. Po co im to było? Żeby przejąć kraj, który on dziedziczył. I zrobić to w dodatku cudzymi rękami. Zadziwiający jest moment, opisany przez Ronaya, kiedy to wszystkie potworności będące dziełem wołoskiego księcia są, w skali wyolbrzymionej, przeniesione do Moskwy i tam wcielone w życie jako jedynie słuszne, zdrowe relacje między władcą a poddanymi. Nikt jednak, czytając o Moskwie i krwawych rządach Iwana IV, nie wskazuje, jak w przypadku oryginalnego Draculi z Wołoszczyzny, na sprawczą moc istot z zaplecza, które powołują do życia potwora i sterują jego poczynaniami.

Równie zaskakujący jest ten fragment książki, który wskazuje, iż źródła jak najbardziej autentycznego wampiryzmu znajdują się w homoseksualnych praktykach hrabiny Elżbiety Batory. Ta treść, mam wrażenie, nie mogłaby się dziś ukazać w żadnym periodyku. Na szczęście nie ma jeszcze cenzury i możemy ją opublikować tutaj, w książce, do której prawa autorskie nabyliśmy.

Wampiryzm to emanacja władzy kryjącej się za kilkoma kotarami, a do tego jeszcze wyobcowanej poprzez swoje osobnicze dysfunkcje i psychozy. Konflikt kulturowy wskazany w przypadku hrabiny Batory jest zaznaczony o wiele słabiej niż w tych fragmentach, które mówią o wampirach siedmiogrodzkich z początku XVIII stulecia. To dość zaskakujące, ale łatwe do wyjaśnienia. Hrabina była protestantką, jak większość świata zachodniego w roku wydania książki. Obarczanie winą za ekscesy homoseksualne kończące się serią makabrycznych morderstw kalwinki, żyjącej w katolickim imperium Habsburgów, nie mogło się pomieścić w głowie czytelnikom na cywilizowanym zachodzie we wczesnych latach siedemdziesiątych. Nie można było jednak tych faktów ukryć.

Wchodzimy wreszcie w czasy nam bliższe i w serię interpretacji mitu Draculi, dokonanych w filmie i literaturze popularnej. Wniosek, jaki płynie z tej lektury, jest jeden – w czasach kiedy powstawały nowoczesne wariacje na temat Draculi, zachód miał zamiar walczyć i z całą energią odpierać ataki wampirów. Opis dzieła, w którym nowoczesny na wskroś wampir z Siedmiogrodu próbuje opanować Wielką Brytanię za pomocą obcej kulturowo, cygańskiej partyzantki, mógł się wydawać zabawny do niedawna. Dziś przyglądamy mu się z uwagą i odczytujemy te fragmenty po kilka razy, żeby się upewnić co do prawdziwości tekstu i jego profetycznego znaczenia.

Wymieszanie kultur nie prowadzi do ubogacenia społeczeństw i pojedynczych ludzi. Taki wniosek nasuwa się po przeczytaniu tej książki. Prowadzi do wynaturzeń i potworności. Czy Gabriel Ronay mógł sformułować taką myśl, kiedy pisał swoją książkę? Myślę, że nie. On po prostu napisał książkę o źródłach pewnego mitu. Nikt inny w czasach kiedy powstawał ten tekst, nie mógł sformułować takich wniosków. Nikt bowiem nawet nie przypuszczał, w którą stronę potoczy się ten świat. Dziś, ku nieukrywanemu zaskoczeniu, odnajdujemy w tym zapomnianym tekście te wątki, które na bieżąco relacjonują nam media. Tylko, że partyzantka usiłująca opanować świat zachodu nie wywodzi się z Siedmiogrodu i Wołoszczyzny. No i nie ma nic wspólnego z Cyganami.