Złe czasy. Pamiętnik Stanisława Karpińskiego z lat 1924 – 1943

Promocja!

Złe czasy. Pamiętnik Stanisława Karpińskiego z lat 1924 – 1943

55.00

Na stanie

Kategoria:

Karpiński Stanisław (1870–1943), bankowiec, minister skarbu, prezes Banku Polskiego. Urodził się 23 X 1870 w Raduczu w woj. warszawskim. Ukończył szkołę realną we Włocławku, następnie szkołę handlową w Warszawie i uniwersytet w Lipsku (ekonomia). Pracę zawodową rozpoczął w r. 1893 jako urzędnik w Banku Handlowym w Warszawie. Równocześnie od r. 1896 współpracował z wydawanym przez Z. Wasilewskiego narodowodemokratycznym „Głosem”.
W czasie I wojny światowej był przeciwnikiem współpracy z Niemcami, licząc na odbudowę Polski w wyniku zwycięstwa Ententy. Pod koniec wojny Karpiński zajął się opracowywaniem zasad gospodarki finansowej Polski po wyzwoleniu. Bezpośrednio po odzyskaniu przez Polskę niepodległości został mianowany dyrektorem Polskiej Krajowej Kasy Pożyczkowej (PKKP). 4 IV 1919 r. objął na wniosek ministra spraw wewnętrznych, Stanisława Wojciechowskiego, urząd ministra skarbu.
29 III 1924 r. został mianowany prezesem Banku Polskiego i równocześnie ustąpił ze wszystkich innych stanowisk (m. in. złożył mandat senatorski). Dzięki jego energii i niecofaniu się nawet przed bardzo silnym naciskiem na sfery gospodarcze, udało mu się zgromadzić niezbędny kapitał akcyjny w wysokości 100 milionów zł. Karpiński czuwał, aby Bank Polski, mimo że miał formę spółki akcyjnej, nie był wykorzystywany przez jakąkolwiek prywatną grupę kapitałową dla jej własnych celów. Stąd m.in. wynikały zadrażnienia między nim a Lewiatanem (Centralnym Związkiem Polskiego Przemyślu, Górnictwa, Handlu i Finansów). Swoje credo w sprawie zadań Banku Polskiego wyłożył następująco: „Postanowiłem stale występować przeciwko mniemaniu, jakoby w postaci Banku Polskiego powstała zwyczajna prywatna spółka akcyjna… Bank Polski został powołany przez naród i jemu tylko ma służyć”.
Karpiński był zdecydowanym przeciwnikiem dopuszczenia kapitału obcego do Banku Polskiego. Występował również stanowczo przeciwko uzależnieniu Banku od wpływów rządu. Spowodowało to jego ostre konflikty z sanacją. Piłsudski uważał bowiem, że Bank Polski powinien być ściśle podporządkowany rządowi. Dlatego w r. 1929, gdy upłynęła kadencja Karpińskiego na stanowisku prezesa Banku Polskiego, nie została ona już przedłużona.
Wydał w r. 1930 zbiór listów rodzinnych pt. „Z przeżyć i wrażeń wieśniaka”, a w 1931 swój pamiętnik pt. „Pamiętnik dziesięciolecia 1915–1924”. Ożeniony był z Jadwigą z Józefowiczów. Zmarł 24 XII 1943 r. w Warszawie prawie do końca prowadząc zapiski w swoim Pamiętniku… (na podst. Polskiego Słownika Biograficznego)

1925
20 maja.
Dzisiaj wreszcie nastąpi ogłoszenie o podwyżce opłat celnych. O wiele za późno! Ten upór Skarbu wyrządził Bankowi niepowetowaną stratę. Za kilka dni wyjeżdżam do Truskawca, z niepokojem o budżet Grabskiego, są bowiem stałe deficyty, łatane biletami zdawkowemi, które musimy wymieniać na równi z biletami Banku Polskiego, aczkolwiek obowiązku nie mamy.
5 czerwca‚ w Truskawcu.
Tego nie przypuszczałem, abym tu, popijając Naftusię, zniewolony był załatwiać korespondencję z… Normanem, gubernatorem banku Angielskiego! Nadesłano mi jego odpowiedź na mój list z 20 maja w sprawie kredytu rezerwowego, zabezpieczonego złotem, którego jednak nie chcielibyśmy wywozić z kraju ze względu na niekorzystne wrażenie [psychiczne] w społeczeństwie. Otóż wielki Norman zgadza się na udzielenie czasowych zaliczek, jednakże złoto musiałoby być zdeponowane w Bank of England w Londynie, przyczem poucza mnie w dość nieprzyjemny sposób, że złożenie części złota w tak poważnem środowisku złota jak Londyn, może być uznane tylko za mądry i przezorny krok ze strony Banku. „Rezerwy złote służą nie dla ozdoby, lecz dla potrzeby, przeto ci, którzy w Polsce przyczynili się do utworzenia rezerwy metalicznej, powinni mieć satysfakcję z przeświadczenia, że rezultat ich zabiegów nie próżnuje, ale zostaje zużyty w sposób właściwy na rzeczywistą korzyść społeczeństwa”. Końcowy zaś ustęp tak brzmi w tłumaczeniu:
„Jestem stanowczo tego zdania, że publiczność na dalszą metę łatwiej darzy swem zaufaniem tych, którzy otwarcie odnoszą się do rzeczywistości, nie ukrywając istotnego położenia pieniężnego, że właśnie zaciemnianie jego wywarłoby ujemny skutek psychologiczny.”
Wobec tak trzeźwych argumentów ze strony Banku, którego jawność sprawozdawcza pozostawia bardzo wiele do życzenia, podziękowałem wczoraj za udzielone wskazówki, „niezwykle cenne dla naszej instytucji, zwłaszcza, że zdanie Pana o roli złota w banku emisyjnym w zupełności potwierdza moje zapatrywania”, jednakże:
„wielce mnie Pan zobowiąże, jeśli zechce przypisać więcej znaczenia czynnikom psychologicznym, dla których pragnęlibyśmy na razie jeszcze eksportu złota uniknąć, gdyż duża część tego zapasu pochodzi z drobnych ofiar najszerszych warstw ludności, dla której argumenty celowej polityki bankowej nie są łatwo zrozumiałe.”
7 czerwca w Truskawcu.
[Znalazłem] Mam tu nikczemną pogodę: deszcze i zimna. Pomimo to dobrze wypoczywam. Czytam [teraz] Wołkońskiego: Poslednij djen. Podoba mi się. [Pisarze rosyjscy częściej mają coś do powiedzenia niż nasi] Przebywam dużo w towarzystwie byłego ministra przemysłu i handlu Kiedronia i Jerzego Osmołowskiego, pierwszego wielkorządcy naszej Litwy. Obydwaj ciekawi ludzie. Kiedroń w młodości, aby zarobić na studja, pracował w kopalni, jako zwykły robotnik. Człowiek bardzo zasłużony w Cieszyńskiem, czego też Czesi nie mogli mu darować i podczas plebiscytu nasłali nań zbirów. Skatowany bez litości, ledwo życie odzyskał.
[Dzisiaj ślub Hanki w Wilnie z Antonim Migdalskim. Mają mieszkać na wsi pod Mławą. Czy aby potrafią gospodarować i żyć na wsi?]
Wiadomości otrzymane z Banku Polskiego trapią mnie dotkliwie. Skarb zgłosił nowe zapotrzebowanie walut na 50 mil. zł z czego 11 mil.na pożyczkę Dillona, 10 mil. na zakup srebra, reszta na spłatę należności za parowozy, na spłatę długów „reliefowych” i inne potrzeby. Możnaby się tem jeszcze łudzić, że Skarb nie wykupi zamówionych walut, bo nie ma za co, jednakże z tej nędzy grozi większe jeszcze niebezpieczeństwo, gdyż Grabski nie liczy się z nami i niedobory budżetowe pokrywa bilonem i biletami zdawkowemi. Już pensję czerwcową urzędników wypłacono w całości w ten sposób.
Oczywiście, że bilon skarbowy wraca masowo do kas Banku Polskiego, a tymczasem kredyt 50-miljonowy Skarbu jest już przeczerpany. Prawnie moglibyśmy nie przyjmować bilonu, [lecz] ale niepodobna wejść na drogę dyskredytowania skarbu. Właśnie w tym sensie piszę do wiceprezesa Młynarskiego, który donosi mi, że Skarb wypłaca bilonem nawet większe sumy należne dostawcom, oraz zasiłki dla Banku Gospodarstwa Krajowego, skutkiem czego kasy walutowe Banku Polskiego narażone są na odpływ złotych walut nie tylko za własne bilety, lecz i za pieniądze skarbowe. Tak absurdalnego zadania Bank podjąć się nie może.
10 czerwca w Truskawcu,
Codzienne listy i depesze z Warszawy psują mi tu pobyt. Chyba trzeba przerwać kurację [bo źle się tam dzieje z pieniądzem w Banku Polskim]. Do wojny ze Skarbem dopuścić nie mogę, a tymczasem grozi nam zalew pieniędzy skarbowych: 286 mil. zł. wobec 556 mil. naszych biletów. Pokrycie w złocie i dewizach wynosi 286 mil. zł., a zatem dla naszej emisji zupełnie wystarczające, ale skąd wziąć pokrycie dla nielegalnej emisji skarbowej?
Młynarski z dyrekcją najwyraźniej chcą mnie skłonić do zamknięcia kas Banku dla bilonu. Piszą mi: jaki sens sprzedawać za bilon dolary, gdy brak ich dla naszych biletów? Czyż nie lepiej zawiesić od razu wymienialność bilonu, niż zawieszać później nieograniczoną wymienialność naszych biletów? To wszystko prawda, ale niestety i to jest dla mnie niewątpliwe, że nieprzyjmowanie pieniędzy skarbowych przez Bank Polski sprowadzi od razu zamęt, panikę i zgnębi naszego złotego. Co robić? Trzeba koniecznie [zniewolić Grabskiego], aby Grabski przerwał emisję bilonu skarbowego, zwłaszcza, że obok deficytu budżetowego mamy ujemny bilans handlowy: za marzec przywóz 190 mil. zł., wywóz 120.
Otrzymałem wiadomość o katastrofie, której uległ Choński, dyrektor oddziału głównego Banku Polskiego: wypadł z motocyklu na szosie pod Raszynem i głowę roztrzaskał o kamienie.
20 czerwca w Truskawcu.
W Warszawie bawił bankier Dillon z Ameryki. Pisze mi Zygmunt, że w stosunku do ilości wydanych obiadów rezultat skromny: 1,5 mil. dol. dla Skarbu zaraz, miljon za parę tygodni, pozatem 3 mil. dol. kredytu dla Banku Gospodarstwa Krajowego.
Wiadomości o stałym odpływie walut zagranicznych [psują mi humor] nie ustają. Inaczej być nie może: niedobór bilansu handlowego za kwiecień sto mil. zł. Oto rezultat nieurodzaju i liberalizmu celnego!
Drugie nieszczęście – to sprawa bilonowa. Grabski zgadza się na ograniczenia w przyjmowaniu przez nas bilonu, tymczasem według mnie wytworzy to nieufność i do naszych biletów. Jedyny środek zaradczy – nie wypuszczać bilonu, obciąć wszystkie pozycje budżetu, żyć z dochodów, tak jak to Rząd uroczyście przyrzekł robić przed powstaniem Banku Polskiego. Tymczasem Skarb zadłużony u nas ponad normę na 34 mil. zł.
Trzecia bieda – to wojna celna z Niemcami, rozpoczęta 15 b.m. W rezultacie Berlin szerzy pogłoskę o zachwianiu się złotego. Pisze mi Młynarski, że w ostatnich dniach deficyty walutowe wynoszą 5 mil. dziennie, w czem dużo na wykup złotego, wracającego z zagranicy.
[Za dużo złego. Wracam do Warszawy. Do Wisły gdzie bawi żona ze Stefą, nie wstąpię.]
Fragment tekstu