Obeszliśmy prawą stronę sali i kiedy staliśmy przed zimowym pejzażem Ziomka, usłyszałem czterokrotny suchy trzask. Jeden, krótka przerwa, później drugi, trzeci i czwarty. Trzask ten wydawał mi się jakiś daleki. Pewien byłem, że pochodził on z przyległej sali i jest porachunkiem jakiegoś malarza z członkami jury za nieprzyjęcie obrazu lub jego złe powieszenie, wobec czego podniosłem się na palce i zawołałem, by zamknięto drzwi.
Zauważyłem dziwny niepokój na sali i przedzierającego się przez tłum Niewiadomskiego.
Trwało to wszystko sekundę, po czym spojrzałem na prezydenta i zauważyłem, że patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem i chwieje się. Podchwyciłem go wraz z Przeździeckim. W tej chwili upadł na mnie bezwładnie. Dociągnęliśmy go do kanapki, była jednak za krótka, wobec czego trzeba go było położyć na podłodze. Oczy miał otwarte, patrzył na nas i powoli, milcząco gasł…
Na sali powstało zamieszanie. Poseł angielski zwalił się z nóg mdlejąc. Rozległy się spazmatyczne płacze kobiet.
Rozpinając kamizelkę, krawat i koszulę prezydenta zauważyłem na ciele trzy małe plamki oraz w pasie dwie małe kulki, które przeszyły ciało na wskroś.
U głowy prezydenta uklękła jakaś kobieta. Była to Iłłakowiczówna, poetka. Nadbiegł również jakiś młody ksiądz, który zaczął odmawiać modlitwy za konających.
Najwyżej w piętnaście minut po strzale Narutowicz już nie żył.
Fragment wspomnień Jana Skotnickiego pt. Zabójstwo Narutowicza