Pamiętniki czasów moich. Julian Ursyn Niemcewicz

Pamiętniki czasów moich. Julian Ursyn Niemcewicz

75.00

Na stanie

Wieś Maciejowice, dziś zwana Podzamcze, leży w nizinie, lecz sam dom murowany na wzgórzu, naprzeciw Wisły, długa grobla prowadzi do niego. Po prawej ręce rzeczka Okrzeja, po lewej błota i zarośla. Położenie to zdawało nam się znakomite. Całe siły nasze umieściły się na wzgórzu, od domu postawiono działobitnię, przeszywającą długość grobli. Dwa pułki fizylierów oraz pułk Działyńskiego były pod dowództwem gen. Sierakowskiego. Resztę okręgu wypełniała piechota, brygada jazdy Kopcia, ułani Kamińskiego, dwa szwadrony jazdy gwardii konnej i tyleż patrolu województwa brzeskiego lit.; wszystko pod dowództwem gen. Kniaziewicza. Naczelnik rozkazał w kilku miejscach usypać wały, lecz noc zaskoczyła, gdy ledwie zaczęto. Podwojono czaty, każdemu konnemu przydzielono strzelca pieszego. Poczyniwszy te rozporządzenia udaliśmy się do wspomnianego powyżej domu.

Nie wierzę odtąd przeczuciom. Była to wigilia jednego z najnieszczęśliwszych dni mego życia, dnia w którym straciłem wolność, a co stokroć boleśniejsze dnia, w którym ojczyźnie mojej cios śmiertelny został zadany; byłem przecież spokojny i co więcej wesoły.

Pałac murowany, do którego się schroniliśmy był zrabowany i zniszczony, jak wszystkie te, przez które przechodzili Moskale. W dawnych czasach Maciejowice należały do rodu Maciejowskich, później do Potockich, od których nabył je ordynat Andrzej Zamojski. Sala górna ozdobiona portretami prymasów, kanclerzy, hetmanów, biskupów. Wszystkim tym wizerunkom Moskale wyłupili oczy, szablami porąbali twarze. Takie to było wojsko sławnej Katarzyny II, protektorki nauk i sztuk pięknych. Nie znaleźliśmy już biblioteki, zabrali ją oficerowie moskiewscy. Skrzynia tylko jedna leżała rozbita, zawierająca drobne druki i zbiór gazet polskich z początku XVIII wieku, a zawarte w niej pisma zawalały posadzkę kaplicy. Natrafiłem m.in. na gazety donoszące o śmierci Augusta II oraz dziennik sejmu konwokacyjnego. Nadęty styl, pełne łacińskich makaronizmów określenia, pobudzały do śmiechu. Wziąłem kilka arkuszy i przy wieczerzy czytałem Kościuszce. Rozmawialiśmy o dniu jutrzejszym, o trudnościach jakie znajdą Moskale przy atakowaniu nas. O drugiej po północy zbudził mnie Kościuszko i zlecił napisać rozkaz Ponińskiemu, by jak najprędzej pośpieszył złączyć się z nami. Niestety, było już za późno; za daleko zostawiony nie mógł zdążyć, i z tej strony powinien być zwolniony od posądzeń i winy.

O samym świcie adiutant Kuniewski dał nam znać, że nieprzyjaciel w szyku wojennym postępuje naprzód. Szczupłe wojsko nasze wkrótce było gotowe do przyjęcia go. W minutę już byliśmy na koniach. Naczelnik dostrzegłszy w tyle za nami wioskę, by jej Moskale nie opanowali, kazał ją zapalić. Nie zapomnę okropności tego widoku. Wieś obejmują płomienie, wznoszą się nad nią kłęby czarnego dymu; wieśniacy, kobiety z dziećmi na rękach, bydło, ptactwo ucieka we wszystkie strony, napełniając powietrze płaczem i jękami.

Fragment tekstu