Zatrzymajmy się przy tym Savallu. Spójrzmy na niego choćby przez chwilę, kiedy on jest w pracy. Popatrzmy na ten jego szalik, te buty, ten szpan, tę zamyśloną pozę. I pomyślmy o tych wszystkich inteligenckich domach, gdzie w naczelnym miejscu salonu znajduje się ten wypasiony, high endowy sprzęt, a obok leżą te płyty: Maria Peszek, Pat Metheny, no i oczywiście wszystkie po kolei płyty L’Arpeggiaty. No i dobra. Niech będzie, że jeszcze najnowsze trójpłytowe wydanie „Kind of Blue” Milesa.
„Jordi Savall”
Swoją drogą, czasem sobie myślę, że Niemen musiał mieć w sobie coś okropnie toksycznego i w rezultacie destrukcyjnego. Żeby tak lekką ręką zniszczyć dwa, być może najlepsze, muzyczne projekty, jakie miała Polska, a więc Chochoły, no i, jak by nie patrzeć, jednak SBB, to jest nie byle jaka sztuka. No ale trzeba mu przyznać, że wiedział, co dobre. Całe szczęście, że on nie miał bezpośredniego dostępu do Wilsona Picketta, bo w ten sposób wprawdzie mógł od niego bezkarnie zżynać, ale przynajmniej nie rozbił mu zespołu.
„Chochoły”
Najpierw więc rozległo się to kaszlanie, potem weszła gitara, a potem zaczął śpiewać Ozzy: „All right now! Won’t you listen?” I to w ten sposób po raz pierwszy w życiu usłyszałem „Sweat Leaf”, no a przy okazji cały album „Master of Reality”. Trzecią płytę zespołu Black Sabbath.
„Black Sabbath”
Fragmenty książki