Smoki przybyły do Brytanii wraz z legionami rzymskimi. Żołnierze nieśli je zatknięte na drzewcach, były one symbolem władzy wykonawczej jaką nad każdym legionistą miał jego oficer. Władzy brutalnej i srogiej, drakońskiej po prostu. Do Rzymu zaś smoki przybyły ze wschodu, z olbrzymich przestrzeni rozciągających się na Wołgą i Donem, ze Scytii. Ponoć mieszkały tam dawno temu, ale Scytowie nie potrafili pokazać ani jednego żywego egzemplarza.
Smok zadomowił się na Wyspie i przetrwał czasy rzymskie, doskonale odnalazł się w nowej epoce, a potem świetnie radziło sobie w każdej kolejnej.
W stuleciu XVI, zwany epoką elżbietańską, smok powrócił w postaci kolejnej odsłony mitu o królu Arturze, mitu celtyckiego związanego z Walią. Jedna z legend imperialnych Brytanii mówiła, że potęga Wyspy powróci, kiedy na tronie zasiądzie po raz kolejny Walijczyk, potomek Artura Pendragona.
Legenda rodzinna Tudorów mówi, że pochodzą oni z Walii, na tronie zaś Wielkie Brytanii zasiedli po to, by spełniła się przepowiednia. Wśród wielu krążących w dobie elżbietańskiej opowieści, wiele było takich, które z rozmysłem przygotowywali propagandyści królewscy. Tacy jak znany nam już John Dee. On właśnie sięgnął do swoistej dosyć redakcji mitu arturiańskiego, wedle której Artur, dawno temu, stworzył wielkie celtyckie imperium, podbijając wszystkie północe wyspy, od Grenlandii, przez Islandię po Rosję.
W roku 1547 John studiował w Cambridge i był ponoć uzależniony od studiowania, większość czasu spędzał na zajęciach lub w bibliotece. Ponoć nad książkami ślęczał aż 18 godzin na dobę. Pasjonowała go matematyka i jej praktyczne zastosowanie. W roku 1548 przybył do Lovanium, gdzie zapisał się na kurs prawa, ale w rzeczywistości jego czas poświęcony był wyłącznie liczbom i praktyce matematycznej. W Lovanium John Dee poznał Mercatora, a także innych wybitnych kartografów i nawigatorów zarówno z północy, jak i z południa. Pod ich wpływem zajął się miernictwem, co wprost popchnęło go ku geometrii Euklidesa. Znajomości te, jak również wiedza, którą zdobył przydały mu się bardzo kiedy przygotowywał wiele lat później żeglarzy Kompanii Moskiewskiej do wypełniania zleconych im zadań.
Fragment rozdziału „Artur Pendragon podbija północ”