Roman Sanguszko. Pamiętniki księżnej Klementyny Sanguszkowej

Roman Sanguszko. Pamiętniki księżnej Klementyny Sanguszkowej

52.00

Na stanie

Będzie to opowieść o dwóch kresowych magnatach i dwóch

imperatorach. Będzie to także opowieść o honorze, szlachetności

i poszanowaniu zobowiązań. Historia ta mogłaby się rozpocząć na polu

bitwy pod miejscowością Łysoboki w roku 1831, zacznijmy ją jednak

w innym miejscu.

Jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, a na pewno przed nią,

W każdym szanującym się polskim domu — czy to w  Królestwie Kongresowym, czy to w Galicji, czy w  Wielkopolsce — wisiał ten obraz. Młody człowiek na tle sinego syberyjskiego krajobrazu, eskortowany przez Kozaków,

A w oddali cienie wilków. Obraz nie był może najlepszy, ale też nie miał

zaspokajać wyrafinowanych estetycznych gustów. Miał podtrzymywać wiarę

i ducha. Młodym człowiekiem przedstawionym na tym obrazie był książę

Roman Stanisław Sanguszko, dziedzic ogromnych dóbr na Wołyniu, których

centrum stanowiło miasteczko Sławuta. Scena na malowidle przedstawiała

drogę młodego księcia do miejsca zesłania. Dlaczego ktoś tak dobrze

urodzony, o takiej pozycji towarzyskiej i majątkowej wędrował na Sybir

pieszo, skoro nawet najbiedniejsza szlachta jechała tam kibitkami? Otóż

i początek naszej historii.

 

Książę Roman Stanisław Sanguszko dostał się do niewoli w bitwie

pod Łysobokami w 1831 roku. Książę, który do powstania poszedł

wprost z szeregów gwardii petersburskiej, był dla panującego cara

Mikołaja I szczególnie nieprzyjemnym zjawiskiem. Był żywym przykładem

demoralizacji, która dosięgnąć może nawet oficerów gwardii wybieranych

spośród najlepszych i  najwierniejszych tronowi. Przez to właśnie musiał

być książę przykładnie ukarany. Kiedy osadzono go w więzieniu w Kijowie,

do stolicy cesarstwa ruszyła matka, księżna Klementyna Sanguszkowa,

by błagać o łaskę dla syna. Legenda mówi, że car Mikołaj I, człowiek

o żelaznym charakterze, usłuchał jej próśb. Do celi księcia

posłano wprost z sali audiencyjnej w Petersburgu umyślnego z listem,

w którym napisane było, że książę Roman wziął udział w polskim powstaniu

,,w skutek młodzieńczego braku rozwagi”. Kiedy młody Sanguszko

przeczytał to zdanie, wykreślił je i wpisał na to miejsce słowa: ,,po

dojrzałym namyśle”. Kiedy doręczający list oficer zobaczył, co się

stało, nie chciał wyjść z celi, błagał księcia, by się opamiętał. Znał

cara i wiedział, że za taką bezczelność przyjdzie drogo zapłacić,

lękał się też o swoje życie, bo najjaśniejszy pan zwykł karać nie tylko

winnych, ale także tych, co stali w pobliżu. W końcu jednak doręczono

carowi list z adnotacją księcia. Mikołaj zerknął zza swych binokli na

pismo i nie zmieniając wyrazu twarzy, dopisał tam jedno rosyjskie słowo:

,,pieszkom”. Co po polsku oznacza ,,piechotą” i precyzuje sposób, w jaki

skazaniec ma się udać na miejsce odosobnienia.

 

Roman Sanguszko doszedł piechotą tam, gdzie miał dojść, czyli do

Tobolska. Już na miejscu zamieniono mu karę zesłania na służbę wojskową

W Pierwszym Liniowym Syberyjskim Pułku piechoty w stopniu szeregowca,

a potem przeniesiono na Kaukaz. Wsławił się tam książę w walkach

z Czeczeńcami i został poważnie ranny w nogę i w głowę przy upadku

z konia. Schorowanego księcia car zwolnił ze służby. Roman Stanisław

Sanguszko mógł wrócić do rodzinnej Sławuty. Poświęcił resztę życia na

modernizację gospodarki rolnej w swoich dobrach i bibliofilstwo. Zmarł

w roku 1881.

 

W rzeczywistości nigdy nie doszło do spotkania księżnej Klementyny z carem

Mikołajem. Matka Romana Sanguszki miała jedynie zaszczyt widzieć się

Z cesarzową i jej powiernicami, przez które to przekazywała imperatorowi

pisemne prośby o łaskę dla syna. Inaczej także wyglądała droga młodego

Sanguszki na Sybir, była o wiele bardziej upiorna i naznaczona szykanami,

ale rzeczywiście odbywała się na piechotę. Zainteresowanych odsyłam do

wydanych w 1927 roku pamiętników księżnej Klementyny.

 

My zaś przenieśmy się do Sławuty, bo tam rozegrała się dalsza część tej

niezwykłej historii.

 

Po śmierci Romana Stanisława oraz jego młodszego brata, Władysława

Hieronima, dziedzicem dóbr sławuckich został młody Roman Damian

Sanguszko. Był to wielki pan, miłośnik sztuki, książek i nauki, nie

stronił jednak od polowań i tego wszystkiego, co w owych zamierzchłych

czasach zwało się życiem wiejskim. W młodości służył w gwardii,

w Petersburgu jak jego stryj-zesłaniec. Wtedy właśnie, na zakończenie

służby car Aleksander II podarował mu swój portret. Młody książę,

choć patriota jak wszyscy Sanguszkowie, pozbawiony był uprzedzeń,

powiesił portret imperatora na honorowym miejscu w swym gabinecie. Nie

przeszkadzało mu to w kultywowaniu pamięci o bohaterskim stryju, o ojcu

i innych przodkach rodu, który wywodził się przecież od brata samego

Jagiełły, Fiodora – najstarszego rodu litewskich kniaziów.

 

Otoczona lasami Sławuta z pięknym pałacem i parkiem była miejscem idealnym

do życia, przynajmniej do czasu gdy świat zachowywał się przewidywalnie

i panował powszechny pokój. Tak było przez większą część życia księcia

Romana Damiana Sanguszki, w końcu przyszła jednak wojna. Miasteczko

przetrwało zawieruchę wojenną z prostej przyczyny — leżało z dala od

frontów. Nie przetrwało jednak rewolucji bolszewickiej.

 

1 listopada 1917 roku do pałacu w Sławucie wtargnęli zbuntowani

żołnierze 264 Zapasowego Pułku Piechoty. Pijani w trupa sołdaci

rozpoczęli grabież. Tłuczono lustra i żyrandole, rozwalano bibliotekę,

rozkradano zbiory numizmatów i darto na strzępy płótna starych

mistrzów. Siedemdziesięciopięcioletni wówczas książę Roman patrzył na

to wszystko ze spokojem, nie można bowiem stawać w poprzek historii,

kiedy nie ma się najmniejszych szans na sukces. Oficerowie pułku

przyglądali się temu wszystkiemu i nie mogli nic zrobić, bo żołnierze

zagrozili im śmiercią, zrewoltowane wojsko miało dosyć wojny, żołnierze

podminowani byli bolszewicką agitacją i wracali z frontu, by rozprawić

się z wyzyskiwaczami. Kiedy przyszła pora na książęcy gabinet, wojacy nie

mogli uwierzyć w to, co widzą. Tuż nad biurkiem wisiał piękny portret

jego imperatorskiej wysokości Aleksandra II, tego samego, który zabity

został w zamachu bombowym. Jakby sama opatrzność zesłała pijaniutkim

żołnierzom taki symbol do sprofanowania. Nie zdjęli oni jednak portretu

ze ściany sami, nie podeptali go buciorami i nie połamali złoconej

ramy. Kazali zrobić to księciu Romanowi. Stary i schorowany dziedzic

Sławuty nie posłuchał pijanego wojska i portretu nie zdjął. Przecież

dostał go od samego cara jakby na to, by zapomnieć o wędrówce stryja na

Syberię. Tak więc książę grzecznie odmówił panom żołnierzom spełnienia

ich pokornej prośby.

 

Przybrana córka księcia Romana Damiana, Ewa Ryszewska, pisze w swych

wspomnieniach, że jej ojciec został zakłuty bagnetami we własnym

gabinecie. Według innych wersji tego wydarzenia żołnierze zastrzelili

księcia z rewolweru.

 

Dziś Sławuta to ukraińskie miasto, w którym produkuje się porcelanowe

urządzenia sanitarne, sławne na całą Ukrainę i na całą Rosję. W czasie

istnienia imperium był tu także poligon wojskowy. Nikt już nie

pamięta wydarzeń z 1917 roku ani księcia, który wędrował piechotą na

Syberię. W Sławucie, która liczy dziś około 35 tysięcy mieszkańców, jest

polska mniejszość, około 4%. Przyjeżdżają tu nauczyciele z kraju, by

opowiadać sławuckim dzieciom o kulturze i historii Polski, ich ojczyzny.